czwartek, 9 kwietnia 2020

Najbardziej przerażająca książka, jaką czytałam!


Ciężko zakwalifikować "Szczelinę" jako jeden gatunek. Jest w niej coś z thrillera, coś z reportażu i wywiadu. Dość specyficzna książka pod względem narracji, ponieważ Jozef Karika wysłuchał opowieści Igora, nieco ją wygładził i dodał swoje komentarze. Nie zmienia to jednak faktu, że to najbardziej przerażająca książka, jaką czytałam. Skończyłam wczoraj, a dzisiejsza noc nie należała do najlepszych, dręczył mnie jakiś niesprecyzowany niepokój i ciągle myślałam o tym, co rzekomo przeżył Igor. Rzekomo, ponieważ trudno w to uwierzyć, ale z drugiej strony, gdzieś podświadomie czuję, że to prawda.
Książka skierowana jest dla osób dorosłych, o mocnych nerwach i lubiących historie z dreszczykiem.
Przyznam, że na początku męczyła mnie opowieść Igora, musiałam przyzwyczaić się do narracji mężczyzny, który wcale nie jest fajnym bohaterem. I nie musi nim być, ponieważ jest prawdziwy. Zbierając ekipę na wyprawę do Trybecza nie kierował się dobrymi pobudkami, powiedziałabym nawet, że wręcz przeciwnie. Jest w tym swoim szaleństwie prawdziwy i niezbyt sympatyczny, jednak to nie przeszkadza w odbiorze.

Pod względem stylowym książka nie jest wybitna, ale pod względem treści owszem. Ja, jako zapalona i wierna czytelniczka powieści Kinga, nigdy nie bałam się tak, jak podczas czytania "Szczeliny". Być może wynika to z tego, że Stephen nigdy nie twierdził, że jego powieści są prawdziwe. Igor jest o tym przekonany. Wierzy w to, co widział i nawet Jozef Karika wspomina, że opowieść zniszczyła Igora, że staczał się podczas ich spotkań coraz bardziej, aż stał się wrakiem. Wrócił myślami do wspomnień, które wolałby wymazać. I to właśnie jest element, który sprawia, że tę książkę czyta się z zapartym tchem. I się wierzy, chociaż bohater opowiada historie, które bliżej mają właśnie powieściom Kinga niż rzeczywistości. Jednak Jozef dostał od Igora sporo materiałów, w powieści czytelnik znajdzie odnośniki i może przeczytać o dziwnych zniknięciach w okolicy Trybecza. To jedno z tych miejsc, które niczym Trójkąt Bermudzki pochłania, pożera ludzi. Czy tak jest w istocie? Igor wraz z Davidem, Mią i Andriejem mieli się o tym przekonać. Historia Igora robi się coraz bardziej gorączkowa, coraz mocniej idzie w absurd, który dla niego jej prawdziwy. Czy to tylko bajania szaleńca czy naprawdę to przeżył?
Nie wiem. Wiem tylko, że ta lektura, zapowiadająca się początkowo na ciężką, nabrała tempa i mnie pochłonęła (pożarła). Wzbudziła irracjonalny strach, który został ze mną nawet po zakończeniu czytania. I pewnie zostanie na długo, pod skórą. Dlatego nie zamierzam wgłębiać się w historię Trybecza i znikających tam ludzi, ale polecam książkę, która pobudza, która wciska się do głowy i nie chce z niej wyjść.
Która straszy tak jak nic innego.






Tirza, która na długo pozostaje w głowie!

Mimo że czytać skończyłam już kilka dni temu, Tirza nie chce mi wyjść z myśli. Książka Arnona Grunberga wciska się w głowę...