sobota, 28 września 2019

Matką być…

Przeczytałam dzisiaj tekst na temat tego, że kobieta może pozwolić sobie na bycie nieidealną i krzyczeć na dziecko. Albo dać mu płatki z mlekiem na obiad. Albo odpowiedzieć "w dupie" na pytanie dziecka "gdzie jesteś, mamo?". I wiele innych bzdur. Później natknęłam się na tekst: "co robić, kiedy bycie mamą nie jest tak kolorowe, jak mówili". Kto mówił, ja się pytam? Bo ostatnio to czytam tylko o tym, jakie to uciążliwe, okropne, złe i niefajne. I że lepiej to umrzeć niż wychowywać dziecko, nie mówiąc o dzieciach w liczbie mnogiej.
Wkurza mnie to.
Większość z tego, co czytam, to wierutne bzdury. Mam dwójkę dzieci i świetnie sobie radzę. Ale wiecie, jak bardzo wkurza innych, gdy o tym mówię? Bo przecież rodzicielstwo to ciężki kawał chleba. To wizyta w toalecie z dzieckiem przy cycku i wiecznie zimna kawa, to nieumyte przez tydzień włosy i wory pod oczami. Bo przecież przy dziecku nie można gotować ani sprzątać, nie mówiąc o realizowaniu swojej pasji. O, i te żarty, że jak urodzi się dziecko to wyjście do Biedronki jest dla matki jak wakacje.
No. Nie.
Litości, ludzie!
Wiadomo, że macierzyństwo to nie ścieżka usłana różami, ale jeśli świadomie decydujesz się na potomka, to chyba zdajesz sobie sprawę, z czym to się je? Masz wokół młode matki, możesz poobserwować, poczytać, dowiedzieć się, czy to dla ciebie, czy udźwigniesz. Musisz liczyć się, że dorwie cię depresja poporodowa, bo to może się zdarzyć, ale ją można skutecznie leczyć. Że nie prześpisz nocy, bo dziecko będzie bolał brzuch, dostanie gorączki albo kaszlu. Oczywistym jest, że to wymaga wysiłku, poświęcenia i cierpliwości. No ale chyba decydując się, wszystko to wiesz, prawda?
Poza tym, nie jesteś nigdy sama, matko cierpiętnico. Masz męża albo partnera. A jeśli nie masz, to posiadasz przyjaciół. Rodzinę. Dziadków twojego syna bądź córki. Ale nawet jeśli nie to wszystko da się zorganizować w taki sposób, by działało.
Matka nie musi się poświęcać, nie musi cierpieć w milczeniu (albo i nie) i rezygnować ze wszystkiego w imię tego, co najważniejsze. Najważniejsza jesteś Ty, kobieto. Tworzysz rodzinę na równi z mężczyzną i dziećmi, musisz również zadbać o siebie. Ktoś powiedział, że szczęśliwa matka, to szczęśliwe dzieci i nie ma większej prawdy ponad to. Nikt nie każe ci być idealnym. Ludzi tak naprawdę nie obchodzi, czy masz kurz na półkach i czy codziennie myjesz podłogi. Ale twoje dzieci obchodzi, czy jesteś w stanie dać im miłość. Czy możesz im pokazać, jak się żyje naprawdę (nie wegetuje, jeżdżąc na szmacie i podając wszystkim wszystko pod nos, a wieczorem padając ze zmęczenia).  Klucz to szczęścia tkwi w tobie. Po prostu.
To nie dzieci są winne, że coś ci się nie udało. To nie mąż doprowadził do rozwodu. To nie otoczenie odpowiada za to, że codziennie marnujesz życie, wmawiając sobie, że kiedyś… że może za chwilę… za rok… miesiąc… od poniedziałku. To ty. Pozwól sobie na nie-idealność, ale nie w takim wydaniu, o jakim czytałam dziś rano. Niech to nie będzie krzyk, niech to nie będzie udawanie, że cię nie ma, chowanie się w łazience i płacz w ukryciu. Niech to będzie odpuszczenie tego, co nie ma znaczenia, niech to będzie czas dla siebie. Niech to będą emocje, do których każdy z nas ma prawo. Niech to będzie prośba o pomoc, dzielenie się obowiązkami i wychowywanie dzieci, które są samodzielne.
Poukładaj sobie w głowie priorytety, kobieto! Siebie postaw na pierwszym miejscu. Wtedy wszystko się ułoży. Bo skoro ty będziesz się czuć dobrze ze sobą, twoi bliscy również będą się tak z tobą czuć.
Mówię z doświadczenia ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tirza, która na długo pozostaje w głowie!

Mimo że czytać skończyłam już kilka dni temu, Tirza nie chce mi wyjść z myśli. Książka Arnona Grunberga wciska się w głowę...