poniedziałek, 2 września 2019

Pamiętać aż po grób…



Podczas spacerów po szlakach Roztoczańskiego Parku Narodowego natknęłam się na stary cmentarz. A że kocham takie miejsca (wiem, to trochę zboczenie, ale mam tak od zawsze), spędziłam tam jakiś czas. Chodziłam pomiędzy grobami, przy każdym starałam się zmówić modlitwę. Groby porośnięte mchem, stare, stareńkie. Pośrodku lasu, gdzie sosny gięły się pod naporem wiatru, myślałam o bezimiennych ludziach, mężczyznach pochowanych pojedynczo, po dwóch, po czterech w grobach z tabliczkami: żołnierze, którzy polegli na polu bitwy w 1939 roku.
Wczoraj minęło osiemdziesiąt lat od wybuchu wojny. Ta data jest dla mnie zawsze wyjątkowa, nie tylko dlatego że wraz z wrześniem zbliża się moja ukochana jesień, ale również z tego powodu. Siedziałam wczoraj na placu zabaw, obserwowałam moje dzieci, nade mną świerk pachniał żywicą. Osiem dekad temu niektórzy rodzice uciekali, trzymając swoje dzieci za ręce. Albo chowali się w piwnicach. Musieli porzucić marzenia, skupić się na przetrwaniu. Ilu zginęło? Ilu z mężczyzn pochowanych w polskich lasach miało rodziny? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Ono mnie gnębi, gryzie.
Kiedy stałam w tamtym miejscu, czułam ich obecność, niematerialną, przejawiającą się w zmurszałym kamieniu ich grobów. Nawet gdybym próbowała, nigdy nie odgadłabym, kto leży pod moimi stopami. Czy to, że zostali pochowani w grobach bez tabliczek z imionami, miało jakiekolwiek znaczenie? Chyba najbardziej przeraziło mnie to, że nikt już się nie dowie, jak się nazywali. Kim byli? Jaką historię napisało ich życie… Smutne, prawda?
To miejsce miało w sobie magię. Groby powoli zarastają, chyba nikt się nimi nie interesuje. Czy ktokolwiek jeszcze odmawia modlitwy za ich dusze? Chyba tylko przypadkowi przechodnie, jak ja, którzy zbłądzili, szukając szczęścia pomiędzy drzewami. Wizyta na tym cmentarzu, małym, zaniedbanym, była dla mnie ważna. Z całych wakacji to ona najbardziej utkwiła mi w głowie. Czasami tworzę dla tych mężczyzn historię. Widzę ich twarze, ich śmierć. Myślę o tym, że słuchają deszczu kapiącego na ich mogiły i jedyne, czego chcą, to skrawka pamięci od tych, którzy zostali. Jakby nie było, to bohaterowie. Ich poświęcenie powinno znaczyć dla nas więcej niż cokolwiek - przecież dzięki takim ludziom jesteśmy wolni.
Nie możemy zapominać. Nie wolno nam rozdrapywać ran i pławić się w gniewie, żalu, poczuciu krzywdy i niesprawiedliwości, ale nigdy nie możemy zapomnieć. Nie możemy dopuścić, by taka wojna się powtórzyła, by znów musieli ginąć ludzie.
Wzruszyły mnie przepasane wstążką wiechcie, które zostały z bukietów złożonych na grobach. To daje nadzieję, że jednak w czasie obchodów pierwszowrześniowych, ktoś się tam pojawia, składa ręce do modlitwy, a usta do podziękowań.
Jest jednak pewna rzecz, która mnie uderzyła. Spacerowałam pomiędzy grobami w ciszy, szeleściła tylko trawa i zeschnięte igły pod stopami. Doszłam do końca cmentarza i już miałam zawrócić, gdy dostrzegłam za siatką przyczepę. Metr ode mnie mężczyzna smażył mięso, kobieta popijała piwo i znad ronda słomkowego kapelusza spoglądała na dzieci. Siedzieli bokiem, podejrzewam, że doskonale widzieli ukryte wśród traw mogiły.
Nieco dalej bawiły się dzieciaki, spostrzegłam więcej osób dorosłych, kampingi, rozłożone namioty, baseny. Uderzyło mnie to. Beztroska wakacyjnych dni zderzyła się z zapomnianą śmiercią. Nie chcę nikogo oceniać, nie znam tych ludzi ani ich pobudek. Nie wiem na pewno, czy wiedzieli o cmentarzu. Zastanawiałam się, czy żołnierzom przeszkadza beztroska zabawa tuż obok, a może wręcz przeciwnie, cieszą się, że mają styczność z życiem - beztroskim choć przez chwilę, choć przez dwa tygodnie urlopu…

2 komentarze:

  1. Pięknie napisałaś. Sama się wzruszyłam :) Będę do Ciebie zaglądać. Dla mnie 1 września także jest wyjątkową datą. Z opowiadań moich dziadków wiele słyszałam, ile oni przeżyli, doświadczyli, to strach i tragedia.

    PS. Również uwielbiam chodzić po cmentarzach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moją rodzinę wojna potraktowała łaskawie. Tu, na Śląsku, wyglądało to zupełnie inaczej. Żałuję, że nie spytałam prababci, jak to wyglądało. Dobrze mieć ludzi, z którymi można o tym porozmawiać.

      Usuń

Tirza, która na długo pozostaje w głowie!

Mimo że czytać skończyłam już kilka dni temu, Tirza nie chce mi wyjść z myśli. Książka Arnona Grunberga wciska się w głowę...